Kochani,  tym razem pragnę namówić Was do porzucenia zbytnich trosk o szkolną karierę swoich pociech. Martwimy się, kim nasze dziecko będzie jutro, zapominając, że ono już dzisiaj  jest kimś. W ostatnich czasach następuje przyrost wiedzy w geometrycznym tempie, jest ono tak duże, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaka wiedza będzie potrzebna dziecku za parę lat, co mu będzie w życiu potrzebne. Dzieci uczą się tego co ich nie interesuje, zatem mają mizerne szanse na sukces. Trzeba zainteresować, czego nie da się sprawić za pomocą przymusu. Ponadto proszę wziąć pod uwagę (być może już kiedyś o tym wspominałam, zatem sorry za powtórzenia), ile czasu w szkole jest marnowane na sprawdzanie wiedzy, tak jakby od samego ważenia przybywała masa ciała, albo same cykliczne badania przywracały choremu zdrowie. Przecież to absurd. Szkoła to niestety takie miejsce, gdzie głównym narzędziem jest ocena i kontrola. I dotyczy to w równej mierze uczniów jak i nauczycieli. Wiem, wiem. Taki system. Ale przecież nie my służymy systemowi. To system powinien służyć nam. System jest zły, to należy go zmienić. Zdają sobie sprawę, że rewolucji, póki co, tu nie wywołamy.  Jednak nie można być biernym. Rozmawiajmy o tym z nauczycielami, a ci niech przekazują głosy rodziców dalej. Bierzmy czynny udział w Radach Rodziców. Organizujmy się.

No tak. Miałam odwieść od zamartwiania się, a „wprowadzam anarchię”. Teraz coś na pocieszenie. Szczególnie dla tych, którzy dość często są odbiorcami negatywnych uwag dotyczącymi ich dziecka. Otóż polecam gorąco wspaniałą książkę pt. „Przyszłość świetlana szkolnego tumana” – Heidemarie Brosche, przeł. Barbara Niedźwiecka. Gorąco polecam ją wszystkim rodzicom. Póki co pozwolę sobie sparafrazować niektóre fragmenty autorki.

Drogi rodzicu kiedy zdarza ci się dostawać uwagi na temat krnąbrności swego dziecka w szkole, niewykonywania poleceń nauczyciela, nie obwiniaj się zbytnio. No bo spójrzmy na to inaczej. Czy dobrze jest jeśli dorosły człowiek jest ślepym wykonawcą rozkazów, potakiwaczem?  Czy nie cenimy ludzi krytycznie oceniających rzeczywistość, potrafiącego dyskutować i bronić swojej racji?  Oczywiste jest, że uczeń nie może być bezczelny, ale lepiej wychować dziecko na osobę pewną siebie, niż milczka, który tłumi w sobie emocje i jako dorosły nie potrafi poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Świat się nie wali jeśli czasem jest bezczelne, jest na razie w fazie treningu. Zawsze tak nie będzie. Jeśli są uwagi, że innych sprowadza na manowce, tzn., że ma zdolności przywódcze. Twoje dziecko się kręci – tzn. że potrzebuje dużo ruchu. Wygłupia się na lekcjach i przeszkadza, błaznuje – to wspaniale,  twoje dziecko jest obdarzone pogodnym usposobieniem. Ma talent, nie boi się publiczności.

To tylko niektóre kwestie przytoczone z tej w/w mądrej książki, napisanej nie przez teoretyka lecz przez praktyka o otwartym umyśle. Na koniec podzielę się z państwem swoim oburzeniem, kiedy usłyszałam, że uczennica klasy siódmej nie może mieć bardzo dobrej oceny z zachowania, bo się nie wyróżnia, nie bierze udziału w konkursach szkolnych. Czyli co? Jeśli ktoś nie ma, mówiąc kolokwialnie, parcia na szkło, to jest „be”? Kolejny absurd. Może to niepopularne, ale nie każdy czerpie satysfakcję z porównywania się z innymi. Czy nie większą satysfakcję odczuwamy, kiedy pokonujemy własne słabości , a nie kolegę?  Laureat Nagrody Nobla Bernard Shaw powiedział: „Nie mam w sobie ducha rywalizacji, nie pragnę żadnych nagród ani wyróżnień. Dlatego nie jestem zainteresowany żadnymi konkursami. Gdybym wygrał, rozczarowanie przeciwników bardziej by mnie gryzło niż cieszyło. Gdybym przegrał ucierpiałaby na tym moja samoocena.” Zdaję sobie sprawę z tego, że nasze dzieci muszą się dostosować do systemu, ale gdy jest im źle, to przynajmniej rodzice niech im nie „dokładają”.  Podsumowując. Cieszmy się naszymi dziećmi. Cieszmy się życiem, które nie zawsze jest łatwe, ale zawsze cudem jest.

 

Pozdrawiam

Jadwiga Zapała
Autorka Bloga
Language Academy